„Dnia onegdajszego, 30 stycznia, o godzinie 7-ej wieczorem, przy dobrym zmroku, zaimprowizowaną została dla Warszawy prawdziwa niespodzianka, iluminacya powietrzna, którą trudno jest opisać. Osoby znajdujące się w mieszkaniach ujrzały się nagle jak gdyby w płomieniach, a najdrobniejsze szczegóły były dla nich widzialne, jak gdyby w jasny dzień. Znajdujący się na ulicach mieli widok wspanialszy, bo nietylko takież samo światło ogarnęło ich, ale nadto widzieli oni i źródło, zkąd potok światła wypływa, ujrzeli bowiem w powietrzu dość wolno przesuwającą się kulę ognistą z południo-zachodu na północo-wschód, po za którą ciągnął się długi, w tęczowe barwy strojny ogon płomienisty. Jedni zaś i drudzy, po upływie kilku minut od chwili ukazania się tej dziwnej łuny, usłyszeli huk, podobny do huku odległego grzmotu, albo raczej turkotu kilku toczących się po bruku powozów, z tej właśnie strony, w którą powędrowała owa kula ognista.
Ponieważ dla wielu niezwyczajne to zjawisko musi być zagadką i niejeden zapewne uczynił już rachunek sumienia, sądząc że się zbliża koniec świata: dla uspokojenia przeto lękliwszych umysłów, poczytujemy za obowiązek tę dziwną a krótkotrwałą iluminacyą objaśnić ze stanowiska naukowego.
Kula ognista, co niejednego w rzeczy samej mocno strwożyła, był to aerolit, który z wyżyn po za atmofserycznych zstąpił na ziemię naszę i legł wedle wszelkiego prawdopodobieństwa w dość wielkiej od nas odległości, rozerwany na kawałki. Ten huk, cośmy go słyszeli, był właśnie sygnałem jego przybycia do oznaczonej mety, ostatnią salwą dla swobodnego nieskończonej przestrzeni wędrowca. Jeśli spadł w blizkości wsi, mamy nadzieję iż szczątki jego zebrane zostaną i że takowe oglądać będziemy w zbiorze gabinetu mineralogicznego, a wtedy niejeden się zdziwi, jak taki niepozorny głaz mógł nam tak rzęsisto karnawałowy wieczór oświetlić.”
Jerzy Aleksandrowicz, [O spadku Meteorytu Pułtusk], „Tygodnik Ilustrowany”, nr 5, Warszawa 01.02.1868, T. 1, seria druga, s. 50-51.
To jedna z pierwszych relacji na temat spadku największego deszczu meteorytów kamiennych w historii. Zjawisko można było obserwować w dużej części Europy – patrząc na współczesne granice państw: od Estonii po Węgry i od Niemiec po Białoruś. Bolid w zderzeniu z atmosferą ziemską rozpadł się na tysiące drobnych kawałków, które spadły na obszarze 127 km2 na północny wschód od Pułtuska, od okolic Obrytego (najmniejsze fragmenty) aż po Rzewnie (największe). Meteoryt Pułtusk należy do najpopularniejszej grupy meteorytów – ze względu na ziarnistą budowę i częstość występowania – zwanych chondrytami zwyczajnymi, które w swojej strukturze mają dużą zawartość żelaza. Pochodzi z planetoidy Hebe krążącej po orbicie pasa planetoid między Marsem a Jowiszem. Największy znaleziony odłamek waży 9,095 kg i znajduje się w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. W Polsce największy fragment ważący 8,1 kg przechowywany jest w zbiorach Muzeum Ziemi PAN w Warszawie. Jak dotąd odnaleziono ok. 69 tysięcy okazów, z czego ok. 700 pozostaje w Polsce. Muzeum Regionalne posiada 13 odłamków, z których największy waży 0,21 kg. Prezentowane są na wystawie pt. Dzieje Pułtuska XVII-XX w.